Nie tak dawno przeczytałem na portalu „Teologia polityczna”, wywiad z autorką książki o Putinie – „Wowa, Wołodia, Władimir” Krystyną Kurczab-Redlich i nie mogłem się oprzeć by to skomentować.
Czy Rosjanie są reformowalni ?
Na wstępie przytoczę fragment wywiadu i odpowiedzi na pytania o to czy są szanse na zmiany w Rosji:
Rosja nie może wrócić do demokracji, bo jej nie zna. Owszem, młodzież doskonale wie, co to znaczy wolność słowa i wolność myśli, bo posługuje się internetem. W internecie nawet dziś jeszcze, mimo że jest to srogo karane, można znaleźć satyrę na Putina, na przykład filmik, gdzie Putin i Hitler występują obok siebie i raper udowadnia ich podobieństwa. Ale to młodzież. Czy jeszcze za rok ktokolwiek z tej młodzieży będzie miał odwagę występować, jeśli dziś za przesłanie „nieprawilnej” wiadomości można dostać parę lat łagru – na podstawie całkowicie sfabrykowanego oskarżenia, na przykład o handel narkotykami? Wyroki są ogromne. I ile z tej młodzieży zostanie w kraju?
I tu zadaję sobie pytanie, czy jest to możliwe że wyjadą z kraju? Szczerze wątpię. Dlaczego? Ponieważ oprócz doktryny władzy wpajanej przez jedynie słuszne media, wpajany był zawsze też silny mit „mateczki” ojczyzny a na drugie imię mężczyznom nadaje się w imię ojca. Tak więc pozostawienie rodziców w odległym kraju wiąże się z naderwaniem więzi tak mocnych w tradycji i w zwyczajach. Oczywiście nie dotyczy to tylko Rosjan, jednak poszanowanie i zależność wynika tez z „kultury” postkomunistycznej. Po prostu odpowiedzialność ponoszą wszyscy.
Jednak najważniejszym wydaje się że potężny podział sfer kapitałowych a prościej biednych i bardzo bogatych (praktycznie nie istniejąca klasa średnia) powoduje to, że wyjechać mogą tylko dzieci tych bogatych. Z tego powodu nie będą miały potrzeby dokonywać rewolucji systemowej we własnym kraju, nawet poznając wartości wolności i demokracji, ponieważ wolność i demokracja w stylu Putina zapewnia im dobrobyt i możliwości. Dzieci biednych z kolei po pierwsze nie mają funduszy na wyjazd, tak więc musiałaby to być ucieczka a wtedy rodzina zostałaby potępiona jako reakcjonistyczny, imperialistyczny, zachodni wróg. Potępienie i prześladowania.
Reżim jest straszny, przeszedł od autorytaryzmu do otwartej dyktatury – dyktatury, która ma opanowane wszystkie możliwe instytucje: Dumę, sądy, trybunały, służby specjalne, wojsko, armię prezydenta. Jeżeli osią elektoratu w dalszym ciągu pozostanie niewykształcona prowincja, czy prowincja, która ma dostęp tylko do oficjalnej telewizji, to trudno liczyć na zbiorowy, ideologiczny opór: powtarzam – ci ludzie nie wiedzą, co to jest demokracja. Nie uświadamiają sobie praw, jakie ona daje. Nie wierzą, że mogą się stać podmiotem, a nie przedmiotem władzy. Jak ich przekonać, że po władzę można iść nie po to, by się wzbogacić, lecz dla ich dobra, dla dobra obywateli? I że demokracja automatycznie nie oznacza dobrobytu? Nie więcej niż 10% Rosjan wyjeżdżało za granicę na zachód, a wiele jest wiosek, których mieszkańcy nie wyjeżdżali poza opłotki. Przepadły w pomrokach niedawnej historii i zrywy Gorbaczowa, i pierwsze lata Jelcyna, kiedy komputery od Sorosa czy Chodorkowskiego docierały wraz z demokratycznym przesłaniem do bibliotek na dalekiej prowincji. Wtedy organizacje obywatelskie radośnie się mnożyły. Dzisiaj reżim dociska wszelkie śruby. Pamiętajmy też o torturach często stosowanych podczas śledztw. Ja bym nie miała wielkiej nadziei na pojawienie się demokracji w rozumieniu zachodniej Europy dopóki na Kremlu gospodarzy psychopatyczny Putin.
Czy jest ktoś kto przy braku Putina w fotelu Prezydenta skierowałby Rosję na tory demokracji zachodniej? Czy istnieje taki lider taka osobowość , która potrafiłaby przełamać barierę opinii o zgniłym zachodzie? Pokazać że dobrobyt według kultury zachodniej oznacza zupełnie coś innego niż dobrobyt kremlowsko-putinowski. Może się dopiero urodził. Lat kilka i pokoleń kilka być może przy odrobinie sukcesywnych zmian mogłoby tego dokonać. Mit wielkiej mateczki Rosiji szczególnie zakorzeniony w niewykształconej prowincji która stanowi blisko 60% populacji nie będzie łatwym ideologicznym tematem do zmiany przekonań.
Permanentnie od 2003 roku uniemożliwia się publiczne występowanie przedstawicieli opozycji. Zanikli więc w świadomości społecznej. W 2003 roku Putin właściwie wykończył w ten sposób i Jabłoko, i SPS, i kilka demokratycznych partii, nie dopuszczając ich do telewizji. Przy wyborach w 2003 roku po raz pierwszy te partie nie miały jak się pokazać. A potem za każdym razem, kiedy któryś z liderów opozycji chciał wystąpić w wyborach, okazywało się, że liczba głosów, które musiał zebrać, aby się zakwalifikować na kandydata do wyborów, była niewystarczająca. Nawet jeśli zebrał 2 tysiące więcej głosów, żeby być pewnym dopuszczenia przez komisję wyborczą do kandydowania, okazywało się, że to głosy sfałszowane… Nie ma możliwości przebicia się przez mur fałszu, przez mur nieprawdy budowany od 2000 roku, teraz już coraz wyższy i mocniejszy. W 2003 roku jeszcze tu i ówdzie politycy mogli się pokazywać, żył jeszcze Boris Niemców, żyli i byli aktywni inni przedstawiciele opozycji. Ale w jaki sposób byli aktywni? Coraz bardziej podziemny. Niedługo po tym jak Niemców w 2014 roku upublicznił poprzez Internet i sprzedaż uliczną bardzo ważny raport o tym jak rozpoczęto wojnę z Ukrainą, został zastrzelony.
Mit wolności zachodniej, pryska jak bańka mydlana gdy tylko się pojawi. Kosztem życia ludzkiego. Pozostaje strach, lęk i skrywana odwaga. Społeczeństwo i jednostki zadają sobie wtedy oczywiste pytanie. Czy mimo tego że oni mają rację warto poświęcać siebie i rodzinę? Czy warto poświęcać życie. Zastraszony naród to stado owiec których strzeże nie owczarek a wilk.